Witam po ponad trzytygodniowej przerwie ;) Wypoczynek z dala od zgiełku miasta robi swoje- jak wczoraj przyjechałam do domu czułam się jak w klatce, no i te samochody, spaliny... Uwierzcie- nie mogłam się przyzwyczaić, że jestem wysoko w bloku, to takie dziwne uczucie, jak na skalnej półce ;) Oczywiście nie przeczytałam tyle, ile zamierzałam, ale i tak jestem dość zadowolona. Udało mi się znaleźć ochotę i trochę samozaparcia (bo czasu nie brakowało) na szlifowanie języków, mam nadzieję, że i w sierpniu się uda. Nareszcie poczułam, że to godziny są stworzone dla człowieka, a nie człowiek dla godzin, o czym w mieście tak łatwo zapomnieć. Podobnie jak łatwo można zapomnieć o niebie roziskrzonym gwiazdami, tak słabo widocznym z mojego balkonu, przyćmionym blaskiem świateł i smogiem. Korona Północy, Lutnia, Perseusz, Smok, Pegaz, Orzeł, Łabędź i cała plejada innych konstelacji, "spadające gwiazdy" i świerszcze. Tak kocham nocne niebo, pohukiwanie sów i cykanie świerszczy. No i księżyc, rzecz jasna. 
Mam za sobą dwa nieudane podejścia do książek. Pierwsze dotyczy powieści Stasiuka "Jadąc do Babadag". Liczyłam na porywającą podróż po zapomnianej Europie, a dokładnie po Bałkanach i... spotkałam się z trudnymi do zrozumienia, zawiłymi i pisanymi naprawdę dziwnym językiem opowiastkami. Fakt, o podróżach przez Rumunię, Węgry itd., ale przyznam się bez bicia: nie zrozumiałam prawie nic. Pada mnóstwo nazw małych, zagubionych wiosek, miasteczek, miast i zapomnianych bohaterów ludowych i tych trochę bardziej znanych (podobno), lecz dla mnie to taki trochę sztuczny zlepek kulturowy. Stasiuk zdaje się beztrosko prowadzić pogawędkę ze starymi znajomymi, wśród których swoje miejsce musi znaleźć czytelnik. Ale czy znajdzie, to już inna kwestia. Ja nie znalazłam.
Potem wzięłam się za "Ala" Whartona (kontynuację "Ptaśka") i spotkała mnie przykra niespodzianka, bowiem już z pierwszych stron dowiadujemy się, że Ptasiek był jedynie wymysłem wyobraźni Ala, który podczas swojej choroby psychicznej utożsamiał się z nim. Jak dla mnie trudno o bardziej sztuczną i nieprzemyślaną kontynuację powieści. Al kupuje jeepa i postanawia zwiedzić Amerykę, zapuszcza brodę i zaczyna obserwować motyle, by zrozumieć, że i on jest poczwarką, z której wkrótce wyfrunie motyl. Nie wiem, jak się to wszystko skończyło, bo po zapisach na studia malarskie (!) po prostu zamknęłam książkę. Myślałam, że Wharton da z siebie coś więcej. Może należy jego twórczość zacząć czytać od "Ptaśka" i na tym skończyć... 
W najbliższym czasie postaram się opublikować recenzje paru przeczytanych książek, naprawdę ciekawych :) A pod koniec tygodnia znowu wyjeżdżam- tym razem trochę dalej :)

Comments (8)

On 26 lipca 2010 20:14 , ultramaryna pisze...

Uważam, że mam szczęście, mieszkając na wsi ;) Gdzieś z dala od cywilizacji też bym nie chciała, ale tak się składa, że moja wieś jest tuż pod Krakowem. Jak dla mnie idealnie.

Czytałam "Ptaśka", ale jakoś nie mam ochoty na kontynuację. Tym bardziej, że nie polecasz.

 
On 27 lipca 2010 13:19 , Nefrytowy Kot pisze...

Ja ci mogę powiedzieć, co jest dalej w "Alu": znajduje sobie jakąś studentkę, kupuje małą chałupinę i próbuje ułożyć sobie z nią życie, w czym przeszkadzają im problemy seksualne. Przeczytałam całość i też się zawiodłam.
Ja mieszkam w małym domku w stanie ciągłego remontu pod Lublinem. Gwiazd może dobrze nie widać, ale jakieś zawsze są, a przede wszystkim mam ciszę.;)
Udanego kolejnego wyjazdu.

 
On 27 lipca 2010 16:28 , canicula pisze...

Ultramaryno: to mieszkamy niedaleko ;)

Esencjo: coś Whartonowi ten pomysł nie wypalił :) Prawie zawsze czytam książki do końca, ale w wakacje nie będę się katować ;)

 
On 27 lipca 2010 17:36 , Nefrytowy Kot pisze...

Może to był jednorazowy geniusz;).

 
On 27 lipca 2010 18:27 , canicula pisze...

Całkiem prawdopodobne ;)

 
On 28 lipca 2010 02:29 , Sara pisze...

ja uwielbiam miasto:) jestem strasznym mieszczuchem:P

 
On 28 lipca 2010 16:28 , Dominika Anna pisze...

a ja nie mogłabym mieszkać na wsi. wieś jest dobra na weekend aby odpocząć, ale nie na codzień. Kocham miasto! ;)

 
On 29 lipca 2010 10:28 , canicula pisze...

Co kto lubi ;) Tak w sumie to chyba ciężko jest dojeżdżać gdzieś zimą, chociażby do sklepu... Ale życie też wygląda inaczej- bliżej natury, spokój...