Gdbybym żyła w dobie podróży w kosmos, wcale nie jestem taka pewna, czy odwiedziłabym Solaris. Ta planeta po prostu przeraża, oszałamia swoją pustką i wszechobecnym życiem. Pociąga ku sobie niespełnioną obietnicą poznania, aż wreszcie- może doprowadzić do obłędu. Gdzie leży prawda o "Solaris"?
Czy Lem napisał powieść filozoficzną, science fiction, kryminał czy powieść psychologiczną? Czy też żadną z nich? A może wszystkie naraz? I czy jest w tej powieści coś, co może zachwycić, czy też wręcz przeciwnie- jest ona nie do przejścia?
Jest czas bliżej nieokreślony, w dość dalekiej przyszłości. Na planetę Solaris przybywa Kris Kelvin, astronauta. W Stacji mają miejsce bardzo dziwne zdarzenia. W dniu przylotu Krisa samobójstwo popełnia jego przyjaciel, Gibarian, który wykazywał objawy szaleństwa. Snaut i Sartorius, mieszkańcy Stacji, bardzo podejrzliwie traktują Kelvina, wręcz boją się go. Wkrótce przybyszowi także udziela się złowrogi nastrój, a na domiar złego zaczyna widzieć osoby, które nie mają prawa istnieć. Szczególnie jedną, która była mu bardzo bliska na Ziemi. Osoba, którą kochał, i która... popełniła samobójstwo wiele lat temu.
Za oknem faluje krwistoczerwony ocean, naprzemiennie wschodzą dwa słońca.
Ocean.
Największa i najbardziej przerażająca tajemnica. "Forma życia inteligentego." Tak, ocean jest żywy. Jest twórcą tak niezwykłych form, o jakie trudno w snach. Naukowcy całego stulecia rozpaczliwie poszukują Kontaktu z plazmą, mają nadzieję na ów upragniony sygnał, znak życia. Lecz ocean milczy nieubłaganie, trwa. Ludzie oddają życie za poznanie, giną w wybuchach form przez ocean utworzonych. Lem dużo miejsca poświęca opisom teorii solarystycznych, życiorysom badaczy. Ale po co, skoro oni tak naprawdę nie istnieli? Nie wiem, mogę tylko przypuszczać, że chciał ukazać daremny trud poznania rzeczy wykraczających poza granice ludzkiego umysłu.
Momentami "Solaris" przyprawia o szybsze bicie serca. Każde zdanie czytam powoli, miarowo, by po odkryciu jego sensu oniemieć ze strachu.
Lem stawia nam bardzo ważne pytania, na które nie można znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Dlaczego człowiek ciągle szuka nowych światów? Ponieważ potrzebuje luster, gdzie może ujrzeć samego siebie.
Trudne jest "Solaris" i pogodzenie się z niemożliwą do odkrycia tajemnicą, której poznanie- a raczej pragnienie poznania- człowiek ma w siebie wpiasne. Czytając tę powieść nie możemy tracić trzeźwości umysłu, musimy być czujni, gdyż sens kryje się między wierszami.
Z pokorą chylę głowę przed panem Stanisławem. "Solaris" daleko przerasta moją myśl, chyżo mknie nad czarną tonią muskając grzbiety milowych fal. Lem zasiał we mnie ziarno niepokoju, które nie pozwala mi otrząsnąć się z atmosfery planety.
"Solaris" to także historia pięknej, zdolnej do ofiary miłości. Miłości poza grób i wszelkie granice, poza czas.
Jeśli Wam wystarczy odwagi, wybierzcie się w podróż w głąb siebie. Może uda się komuś z Was odpowiedzieć na pytanie: jaka jest rola człowieka we wszechświecie? I czy jest w nim miejsce na Boga?